Dużo śmiesznych historii wydarzyło się w naszym skromnym życiu.
Jedna z nich ma zabarwienie archeologiczne.
Nasz pierwszy dom w Irlandii Północnej.
Wprowadziliśmy się 11 lat temu.
Rozpakowaliśmy walizki i staraliśmy sobie poukładać naszą codzienność.
Jednego pięknego aczkolwiek lekko chłodnego dnia nasz Miki wyszedł na podwórko do ogrodu.
Zadowolony, że nie pada świetnie się bawił odkrywając różne zakamarki.
Patrzyłam przez okno i tak sobie myślałam
„pięknie się bawi i tak radośnie” Na chwilkę zniknął mi z „pola widzenia”.
Słyszę taki łomot do drzwi.
Otwieram a moje dziecko wygląda jakby wpadło do gnojówki albo jeszcze lepiej jakby oblali go prosto z szambownicy.
Wyglądało to jeszcze znośnie.
Jeśli miałabym przekazać i opisać natomiast zapach i byłoby to możliwe wirtualnie- zapewne początek słynnego Pachnidla i targ rybny.
Peter prawie zemdlał. W całym opakowaniu wstawiliśmy nasze ukochane dziecko pod prysznic. Woda spływała a my oboje wymieniliśmy chyba wszystkie „odgłosy” wioski.
Opakowanie w końcu udało mam się opłukać do stanu nadawającego się do pralki.
Jednak Miki śmierdział jeszcze kilka dni.
Następnego dnia dowiedzieliśmy się, że przed nami w domu mieszkała ekspedycja archeologów. I na dole pod schodami przechowywali swoje „skarby” .
W jednym wiaderku znajdowało się bliżej nieokreślone mazidło, które odkrył przypadkowo nasz synek.
I tak oto wydarzyła się historia, którą pamiętamy do dziś.
Taki piękny widok
Taki niezapomniany zapach.
Takie szaleństwo odkrywców.
Brudne dziecko
Szczęśliwe dziecko 😉
AspieZaklinaczka🍃
Sylwia N. Bagińska









































