
Piątek, 29.01.2016
9:30
W przychodni. Stasiek kończy badanie u laryngologa (to już ostatni lekarz z listy a raczej przed ostatni) i biegiem z obiegówką do doktora medycyny sportowej, żeby podbił nam książeczkę – bo już dawno po terminie. Wszystko idzie jak po maśle. Szybko i bez kolejki. Zdąży jeszcze do szkoły. A ja do pracy.
Doktor: – Jakieś przewlekłe choroby?
Ja: – Nie.
Doktor: (do Staśka) – Nie kładź się na łóżku tylko usiądź. Stasiek nie słucha i dalej leży i wymachuje nogami.
Ja: – Rozbierz się Stasiu.
Stasiek: – Po co?
Ja: – Mówiłam. Doktor cię zbada.
Ściągnął bluzę i z powrotem położył się na leżance.
Doktor: – Czyli nie choruje… Jakieś pobyty w szpitalu, wypadki, złamania?
Ja: – Nie.
Doktor (do Staśka): – Jesteś na coś chory?
Stasiek: – Tak.
Doktor: – Na co?
Stasiek: – Na brata.
Cisza.
Co jest?
Przecież można być chorym na brata. Można umierać na nieobecność i można żyć bez powietrza pieprzony ignorancie. Chciałeś odpowiedzi więc ją dostałeś zrób coś z tym. Ta cisza krzyczy. To wyznanie prawdy. To głos skrzywdzonego dziecka. Zareaguj. Wyjawił właśnie tajemnicę swojego życia a ty ją wyrzuciłeś do śmieci…
Stasiek wychodząc nie mówi „do widzenia”. Stasiek manifestuje z podniesioną głową i z nerwem na twarzy „niemówienie do widzenia” Kocham go za tę mądrość. Kocham go, że jest taki mój – krew z krwi. – Ta inność kiedyś nas zabije.
Tej inności nikt nam nie wybaczy.








































