
Środa, 12.08. 2015
Ograniczenia dostaw energii i niskie stany wód, susza oraz wiadomość z ostatniej chwili: sinice atakują od Gdańska. Tam to zawsze…
Na zachodzie bez zmian.
Nie wiem jak tam sprawy za lasem ale u nas spokój. Sprawa z szambem zakończyła się sukcesem i wypiciem piwa w towarzystwie Olka. Na tarasie w strugach deszczu. Była burza (zjawisko przyrodnicze). Emocje dotyczące dziury (przypomnę – nie tej dziury) opadły gdy Janek, skwitował kolokwialnie: – Nic się nie stało.
Niestety upał już boli. Żyjemy jak w okopach – bez kontaktu ze światem i bez ochoty na ten kontakt. Rano przylatuje dzięcioł, w południe nad domem kołują kaczki, szpaki raczej obrażone, bo skończyły się poziomki – kłóciły się o nie ze Staśkiem. Teraz muszą szukać robaka – nie zazdroszczę. Na górze 33 stopnie, na dole czasem spadnie do 28. Stasiek monitoruje. Piotrek ma to gdzieś. Wypijamy hektolitry wody. Dzisiaj na pewno skończą się lodolizaki. Nikt nie chce iść ze mną nad jezioro (staw). Nawet wieczorem. Piotrek radzi: – Idź sama jak ci się zachciewa spacerków, ja otwieram bramę mam za dużo obowiązków. Zostaję.
Jest dobrze. Jest prąd, gaz, telewizja i Internet (jak nie ma chmur). Żadnych problemów. Nikt nie zawraca głowy. Widmo września pojawia mi się od czasu, do czasu w koszmarach ale jeszcze, jeszcze… Dzieciaki ogrodników wybiegły na drogę, jest ich jakby więcej. Szkoda, że takie małe, Stasiek mógłby się pobawić…